Strona główna pamiętnika

sobota, 10 grudnia 2016

17/01/1988


- Życie wcale nie musi być nudne, spróbuj! - powiedziała mi dzisiaj Marta, wręczając mi zieloną tabletkę. Pomyślałam sobie, że tylko raz spróbuję i przynajmniej będę wiedziała jakie to uczucie. Z początku myślałam, że coś ze mną nie tak, bo przez pierwsze 10 minut praktycznie wcale nie odczuwałam jej działania, ale kiedy weszłam do Blue Club'u...

                                                                 [muzyka z Blue Club'u]

Nie pamiętam wiele. Było wspaniale, dziwnie, czułam się jakbym była w całkiem innym świecie lub przestrzeni. Zaczęłam tańczyć, co chwilę zamykałam oczy i wirowałam razem z muzyką. Każdy w tym clubie był naćpany, byłam tego pewna. A ja czułam się jakbym była melodią, a może obrazem zmieniającym się co parę sekund? Lub kolorami, które także razem ze mną się kręciły i śniły. To były sny nie z tego świata, każdy z nas śnił, lecz nie każdy widział ten sam sen. Jedni widzieli baśnie, inni koszmary. A ja? Całkiem inne życie, z całkiem innej perspektywy. Ludzi była masa, która się zamieniała miejscami co parę kroków. W pewnym momencie... zemdlałam. Kiedy się obudziłam, zostałam niezauważona przez resztę osób. Czułam, że niektórzy się o mnie potykali, lecz nie mogłam skupić się na bólu. Nie miałam siły się podnieść. W pewnym momencie ktoś do mnie podszedł i się schylił  podając mi przy tym swoją dłoń. Nie wiedziałam czy to był mężczyzna czy kobieta, ale kiedy ta osoba pomogła mi się podnieść, okazało się, że to dziewczyna o chłopięcej fryzurze jak i urodzie, prawdopodobnie w moim wieku. Spytała się mnie czy wszystko dobrze i zaproponowała mi odprowadzenie mnie do domu. Zgodziłam się, bo nigdzie nie widziałam Marty, która prawdopodobnie dobrze się bawiła. Przeszłyśmy więc przez ten tłum ludzi i po wyjściu z klubu, czułam jak w moich uszach dzwoni. Ledwo słyszałam tę dziewczynę, która mnie odprowadzała. Dziwiłam się, że chciało jej się mnie odprowadzić, bo i tak mnie nie znała. Ale przedstawiła mi się jako Sara. Przez całą drogę kręciło mi się w głowie i niesamowicie bolał mnie brzuch. W końcu dotarłysmy do domu, lecz nie mojego, a Sary. Zapaliła lampkę na stole i otrzorzyła drzwi do skromnej sypialni w kolorze ciemnej zieleni. Następnie pościeliła mi łóżko i podniosła mnie na rękach, kładąc mnie na śnieżnobiałą pościel. Od razu zasnęłam. Nawet nie zapamiętałam co mi się tamtej nocy śniło... Kiedy się obudziłam przez moment nie wiedziałam gdzie się znajduję. Z trudem podniosłam się z łóżka i doczołgałam się do okna. Otworzyłam je i wyjrzałam przez nie. Lekko padał deszcz. Było szaro ale miałam nadzieję, że lada moment wyjdzie zza chmur słońce. Musiało wyjść. Nagle Sara weszła do pokoju z dwoma kubkami herbaty, pytając się mnie jak się czuję. Nie czułam się najlepiej, ale to było chwilowe. Usiadłyśmy na dywanie i aby zagłuszyć ciszę, włączyłyśmy radio-magnetofon.
                                                                                      [muzyka] 

Żadna ze stacji nie grała, oprucz jednej na której leciała nowa piosenka zaspołu New Order. Nawet nie rozmawiałyśmy, tylko uważnie słuchałyśmy piosenki patrząc na siebie i pijąc ciepłą herbatę. Ciekawa byłam o czym ona myślała. Ja skupiałam się na jej twarzy, która bardzo mnie intrygowała. Delikatne piegi idealnie współgrały z pełnymi malinowymi ustami i oczami w kolorze oliwkowym. A jej krókie kasztanowe włosy, były uniesione u nasady. W końcu spytałam się jej, o czym myśli i dlaczego postanowiła mnie odprowadzić. Odpowiedziała jedynie na drugie pytanie. Lubi pomagać nieznajomym. Ale czemu akurat mi pomogła, a nie innej osobie? Ponieważ, byłam w najgorszym stanie ze wszystkich. Nie wiedziałam jak mam to interpretować. W jakim sensie byłam w najgorszym stanie? Czy zrobiłam coś czego nie pamiętam? Jeżeli tak, to co takiego wyczyniłam? 

Około godziny 18:00 pojawiłam się w moim domu. Ciocia Ewa bardzo sie o mnie martwiła i kazała mi się iśc umyć i przebrać, bo wyglądałam tragicznie. Dobrze, że nie krzyczała. Gdybym mieszkała z mamą, pewnie by mnie już zabiła...






                                                                                     


                                                            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz